Temat 1. Analizując dany fragment powieści, zwróć uwagę na prezentowane przez
bohaterów racje. Wnioski z analizy wykorzystaj w pracy:
Przedwiośnie jako powieść – dyskusja nad kształtem odrodzonej Polski.
Trzeba jednak było iść na robotę, do Gajowca. Cezary miał nadzieję, że „starego" nie zastanie
o tej porze w domu, więc można będzie spokojnie pracować, można będzie doprowadzić do ładu
imaginację sflaczałą. Jak na złość, Gajowiec s t e r c z a ł w domu. Ujrzawszy go Baryka, zamiast
pożądanego uspokojenia sflaczałej imaginacji, poczuł najpiekielniejszą zaciekłość. Ledwie się
przywitał, rzekł z diabelską uciechą:
— Wracam z zebrania komunistów.
— Powinszować znajomości! [...]
— Ja teraz od komunistów pobieram lekcje wiedzy o Polsce.
— Uczył Piotr Marcina.
— Nie! — zawołał Cezary. — Nie! Gdyby nie oni, byłbym ciemny jak tabaka w rogu. Pan także
nie wiesz całej prawdy.
— Od was się jej dowiem!
— Tak! Moja matka umarła nie z biedy i nie z bicia, i nie z samych chorób, lecz z tęsknoty za Polską.
Mój ojciec... Mój ojciec i moja matka! A wy, wielkorządcy, coście zrobili z tego utęsknienia
umierających? Katownię! Biją! Biją na śmierć w więzieniach! Katują! Policjant uzbrojony
w narzędzie tortur — to jedyna ostoja Polski!
— Bluźnisz, młodzieńcze!
— Nie bluźnię. Mówię prawdę. Jeślibym zaczął „bluźnić", to już do pana nie wrócę. [...] Pytam się,
czemu nie dajecie ziemi ludziom bez ziemi?
— Nie mamy pieniędzy na wykup.
— Wykup! Nie stać was na złamanie magnaterii, która już raz pchnęła Polskę w niewolę. Nie ma
w was duszy Ludwika XI, żeby złamać szlachecką przemoc i przemienić ten kraj w gminę ludzi
pracowitych. Czemu gnębicie w imię Polski nie-Polaków? Czemu tu tyle nędzy? Czemu każdy
załamek muru utkany jest żebrakami? Czemu tu dzieci zmiatają z ulic mokry pył węglowy, żeby się
wśród tej okrutnej zimy troszeczkę ogrzać?
— Czekaj! Zaraz! Za dużo na raz pytań! Po kolei!
— Na wszystko pan znajdzie wytłumaczenie! Wiem! Ale ja nie chcę, nie chcę pańskich tłumaczeń.
Ja chcę zaprzeczeń w czynie!
— Dajemy co dzień, z wolna, w trudzie, mało — ale dajemy.
— Ja teraz stawiam pytania! I pytam się: na co wy czekacie? Dał wam los w ręce ojczyznę wolną,
państwo wolne, królestwo Jagiellonów! Dał wam ludy obce, ubogie, proste, ażebyście je na sercu tej
Mocarki, tej Pani, tej Matki ogrzali i do serca jej przytulili. Stolicę wolności dał wam w tym mieście!
Czekacie! Czekacie! Czekacie, aż wam jarzmo znowu nałożą.
— Nie nałożą! Zginiemy, zanim jarzmo nam nałożą! Niedoczekanie ich, żebyśmy na to patrzyli!
— Nie wierzę! Wyrajcujecie przyczyny swojej nowej niewoli. Podacie przyczyny wszystkiego
i uwidocznicie skutki. Ginąć będzie za was, mądralów, jak zawsze — młodzież. Ja przecie wiem,
co mówię, bom również za piecem nie siedział, gdy młodzi szli ginąć. To wy pobijecie znowu tę
młodzież — swoją mądrością, bo jedyną waszą mądrością jest policjant, no — i żołnierz.
— Tak, żołnierz! A ty co jeszcze masz na obronę?
— Ja mam jeszcze na obronę — reformy! Reformy, które by przewyższyły bolszewickie i niemieckie,
które by ludy okrainne odwróciły twarzą ku Polsce, a nie ku Rosji. [...] Boicie się wielkiego czynu,
wielkiej reformy agrarnej, nieznanej przemiany starego więzienia. Musicie iść w ogonie „Europy".
Nigdzie tego nie było, więc jakżeby mogło być u nas? Macież wy odwagę Lenina, żeby wszcząć
dzieło nieznane, zburzyć stare i wszcząć nowe? Umiecie tylko wymyślać, szkalować, plotkować.
Macież wy w sobie zawzięte męstwo tamtych ludzi — virtus1 niezłomną, która może być omylną jako
rachuba, lecz jest niewątpliwie wielką próbą naprawy ludzkości? Nikt nie myśli o tym, żebyście się
stać mieli wyznawcami, naśladowcami, wykonawcami tamtych pomysłów, żebyście byli
bolszewikami, lecz czy posiadacie ich męstwo?
— „Pewnym męstwem ja się nigdy nie pochlubię, ja przed bliźnich drżę męczeństwem, w otchłań
spychać ja nie lubię"...
8 Egzamin maturalny z języka polskiego
Arkusz I
— To są stare, magnackie, romantyczne teksty, którymi się w potrzebie zamazuje stawiane dzisiejsze
zarzuty. Pan jakoby wyzbył się już romantyzmu, a jednak, gdy chodzi o odparcie zarzutu, używa pan
tekstu romantycznego, zupełnie jak kapłan naginający wersety Pisma do potrzeby obronienia danej
tezy. [...] Nie o męczeństwo chodzi, lecz o męstwo, o męstwo postawienia nowej idei. Jaką wy macie
ideę Polski w tym świecie nowoczesnym, tak nadzwyczajnie nowym? Jaką?
— Prosiłem cię, żebyś ze mną pracował. Te stosy papierów zawierają nową ideę Polski.
— To są stosy papierów i nic więcej. Lud zgłodniały po wsiach, lud spracowany po fabrykach, lud
bezdomny po przedmieściach. Jak zamierzacie ulepszyć życie Żydów stłoczonych w gettach?
Nic nie wiecie. Nie macie żadnej idei.
— Nie o to nam też idzie, jaką ideę marzyciel wydłubie ze swego mózgu, pasującą do życia jak pięść
do nosa, lecz o mądre urządzenie istotnego życia na zasadach najmądrzejszego współżycia.
— Nie! Polsce trzeba na gwałt wielkiej idei! Niech to będzie reforma rolna, stworzenie nowych
przemysłów, jakikolwiek czyn wielki, którym ludzie mogliby oddychać jak powietrzem. Tu jest
zaduch. Byt tego wielkiego państwa, tej złotej ojczyzny, tego świętego słowa, za które umierali
męczennicy, byt Polski — za ideę! Waszą ideą jest stare hasło niedołęgów, którzy Polskę
przełajdaczyli: „Jakoś to będzie”!
— Zbyt wielu mamy wrogów dookoła i na szerokim świecie, wewnątrz i na zewnątrz, ażebyśmy dziś
i na długie lata mogli wypracować i ustawić na naszych drogach ideę. Gdy mnie kto w nocy napadnie,
to moją wtedy ideą jest — obronić się! Gdy mi wciąż grozi, że mnie z domu mojego wygoni
i na niewolnika mię weźmie, to oczywiście muszę przygotować sobie coś do obrony. Obronić się
przed straszną koalicją wrogów — otóż pierwsza idea. Nie dać świętej Polski, nie dać Lwowa, nie dać
Poznania, nie dać brzegu morskiego, nie dać Wilna — Moskalom, Niemcom, Litwinom, nikomu, kto
po ziemie nasze ręce wyciąga. Jeszcze ziemie nie odkupione jęczą pod wrogiem. Nie dać ludów
pokrewnych na zmoskwicenie...
— Zasiec je na śmierć, a nie dać!
— Jeżeli u nas zasiekają, jak ty mówisz, na śmierć, to za zmoskwicenie się, za zaprzedanie się
Moskwie, za służbę Moskwie przeciw Polsce. Jest to krwawa i podła metoda naszych wrogów, którą
stosujemy z musu. [...]
— U nas nie powinno być niżej, nie tak samo, lecz wyżej!
— U nas będzie wyżej. W granicach tej Polski, które los dał naszemu pokoleniu, stworzone będą stany
zjednoczone, wolne i równe. Wypracujemy wszystko. Zbudujemy dom wspólny. Ale musimy zacząć
od przyciesi, a przede wszystkim musimy mieć za co budować. Bez pieniędzy budować nie można.
— Wiem — „złoty"...
— Właśnie. Z ust mi wyjąłeś. Nie możemy oddać w niewolę czyjąkolwiek naszych rodaków na Rusi.
To zazębienie ludów ruskich, polskich, litewskich musi żyć w Rzeczypospolitej Polskiej.
Gdy zbudujemy nasz dom, damy „bratu Rusinowi pokłon, braterstwo i równe we wszystkim prawo",
damy „każdej rodzinie rolę domową pod opieką gminy". Wszystko będzie! Wynagrodzimy krzywdy,
zapogodzimy się, podźwigniemy się...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz